f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 


quake3.fpp.pl
Podłącz nasz
baner
 





  f·p·p · q·u·a·k·e · 3 | Opowiadania | Długi, cie...

Opowiadania

Długi, ciemny korytarz

Oparłem ciężką głowę o ściane. Bylem wykonczony. Nieprzyjemny chlód ciagnal od tych sredniowiecznych, kamiennych posadzek. W powietrzu mozna bylo wyczuc charakterysyczny zapach. Odór. Odór smierci.
Bylo duszno pomimo przeszywajacego chlodu. Chcialem sie podniesc. Nagle zdalem sobie sprawde, ze jest mi okropnie slabo. Nastala ciemnosc. Nie wiem ile tak lerzalem bez ruchu. Podparlem sie wysluzona giwera. Lepka ciecz splywala po mojej skroni... "to pewnie pot" - pomyslalem. Nie dopuszczalem do siebie mysli, że jestem ciezko ranny.

Popatrzylem z troska na stan magazynka: zabrudzony wyswietlacz wskazywal nieublagalnie liczbe 13. Potrzasnoalem kilka razy plasma gunem "Boze tylko nie to! Pewnie wyswietlacz sie zepsul", znowu oszukiwalem samego siebie. Powoli, ostroznie posuwalem sie do przodu. Oddychalem ciezko, nierytmicznie. Tracilem krew.
N-n-n-ie skoncze w ten sposób, nie skoncze!
Zacisnolem zeby, nie moglem sobie pozwolic nawet na chwilke slabosci. "No juz mieczaku! Rusz sie". Strach mnie paralizowal, a co jesli trafie na NIEGO? Zimny dreszcz przebiegl mi po plecach. Przez chwile wydawalo mi sie, ze widze JEGO straszliwe, czerwone oczy w cieniu. Odruchowo zlozylem sie do strzalu.
Nie moge ulec szalenstwu!
"Wez sie w garsc" powtarzalem sobie. Kazdy krok rysowal sie bólem na moim obliczu. Nie chcialem okazac slabosci nawet wobec siebie!!!
Uslyszalem krzyk. Smiertelny krzyk, rozrywanej ofiary. Nie moglem uciec. Jakas niewidzialna sila skierowala mnie w strone dobiegajacego wrzasku.Wiele widzialem w swoim zyciu, ale ten widok sprawil, ze ugiely sie podemna kolana a wlosy zjezyly na glowie. Na srodku komnaty lerzal czlowiek, wokolo bylo pelno krwi, wil sie jeszcze w smiertelnych drgawkach i próbowal wydac ostatni krzyk bólu resztkami swojej twarzy. Podbieglem do niego. Jego klatka byl rozdarta.

Z trudem lapal oddech. Resztkami sil wymacal moja bron i wskazal reka na swoja rozbita czaszke. Pociagnalem za spust. Jego cienka nic zywota zostala brutalnie przerwana. Otarlem pot z czola. Cokolwiek go dopadlo jest tutaj ze mna. Gdy spojzalem na wskaznik napelnil mnie jeszcze wiekszym przerazeniem niz perspektywa zblizajacej sie walki, monitorek nieublaganie wskazywal liczbe 13 "o kurwa" przeklalem "dopiero co oddalem strzal". Ile zostalo mi cellów? 50? A moze dwa...?

Przeszukalem cialo zabitego. Zbroja raczej nie nadawala sie do uzytku z ta wielka dziura posrodku. Nie znalazlem zadnych naboi. Z jego kieszeni wypadla mala mealowa plakietka, zlowieszczo polyskujac w swietle pochodni. Podnioslem tajemniczy przedmion "Major Grunt Haddok - nr.23244". Wspomnienia wrócily do mnie z zakakujaca sila. Wszytsko nagle stalo sie takie nie rzeczywsite "Major Grunt Haddok... Grunt Haddok... Grunt Had...". Najlepszy z najlepszych. Czlowiek dla, którego arena byla domem a szalenstwo metoda na zycie. "Jesli on tutaj zginal ja nie mam szans" jeszcze raz popatrzylem na rozpruta, ciezka, czerwona zbroje bojowa. Wygladala jak podarta koszula. Na cwiczeniach uderzalismy tytanowymi rekawicami w te zbroje: czasami udalo sie je nawet porysowac. Ktokolwiek rozdarl ten pancez nie byl czlowiekiem, albo dysponowal bardzo duza zabawka... moze jedno i drugie.

Z zamyslenia wyrwal mnie szmer. Nie wiem ile czasu tu kleczalem wystawiony na atak , i jeszcze strzal z plasma guna. To wszytko moglo przyciagnac to...to COS. Poraz pierwszy w zyciu poczulem smierc nad soba. Prawdziwa i ostateczna. Rzucilem sie do uczieczki gubiac po drodze apteczki i bron. Bieglem na oslep przez dlugie ciemne korytarze.
Wszedzie widzalem czerwone demoniczne oczy. Wyobraznia dopelniala reszty. Kazdy kat, kazda sciana byla potworem, zmora gotowa rzucic sie na mnie. Zatrzymalem sie dopiero nad morzem lawy. Upal bijacy od magmy byl nie do zniesiania. Odczolgalem sie i zaszylem w jakims kacie.
"Ty debilu" wyrzucalem sobie "...miales jakies szanse, a teraz równie dobrze mozesz sie polozyc i czekac na smierc!". Puls sie stabilizowal. Czulem tylko pieczenie na skroni gdy pot mieszal sie z krwia. Nagle z podestu nademna posypal sie pyl.

Zamarlem.

Slychac bylo skrzypienie starych, drewnianych schodów. COS nadchodzilo. Wpadlem w panike. W ostatnim przyplywie desperacji uderzylem reka w posag gargulca, odlamujac jego kamienna reke. Chwycilem ja oburacz i czekalem na mojego aniola smierci "tylko tu przyjdz skurwielu" splunalem "rozwale ci ten zasrany leb". Skrzypienie schodów ustalo. Nastala zlowroga cisza. Uslyszalem szelest a potem uderzenie o kamienna posadzke. Zeskoczyl za mna.
Blyskawicznie sie odwrócilem. Przyplyw andernaliny móglby powalic slonia. Serce omalo nie wyskoczylo mi z klatki. Uderzylem z calej sily w postac wynurzajaca sie z cienia. Moja kamienna bron zeslizgnela sie po tym w co uderzylem. Nie bylo czasu na zastanawianie sie. Zamachnalem sie poraz drugi, mój cios dosiegnal wroga. Rzucilem sie do panicznej ucieczki. Nie ogladalem sie za siebie. Bylo mi wszytsko jedno. Mógl mnie zabic jednym strzalem.

Szybko stracilem orientacje w plonatnienie korytarzy. Zatrzymalem sie dropiero przed dziwna brama. Ostroznie zblizylem sie do wielkiego teleportalu ukrytego we wnetrzu kamiennej bramy. Byla ogromna! Na jej bokach byly wyrzezbione tajemnicze inskrypcje oraz "tu bylem Romek 99", górna czesc bramy zdobil wielki, ozdobny napis "ZAWSZE COCA-COLA".
Co moglo mnie czekac za portalem? Niebo? Pieklo? Cierpienie? A moze ratunek? A czy ma to jakies znaczenie?Przestapilem próg i drzacym sercem.Pojawilem sie w zupelnie innym otoczeniu. Metalowe sciany i podlogi z krat sugerowaly mi, ze jestem juz na innej arenie. Moze sa tu inni? Moze znajde tu pomoc? Od lamp na suficie bilo ostre, biale swiatlo. A ja tak dlugo znosilem ciemnosci. Mój wzrok spoczal na duzej ,czerwonej wyrzutni rakiet. "kto cie tu zastawil sama?" zartowalem zeby dodac sobie otuchy.
Moja uwage przybil wyryty na broni napis "Haddok's Hammer of God". Westchnalem. Teraz sobie przypomnialem, ze Haddok zawsze mial ta rakietnice. Na kazdym turnieju. Ponoc przynosila mu szczescie "Ale tym razem ci nie pomogla co nie staruszku?" gorzko sie usmiechnalem.

Z zadumy wyrwal mnie krzyk. Pelen wscieklosci i nienawisci. Wiec on juz tu jest. W dzwiach pojawila sie groteskowa postac. Z jego rozcietej glowy, lala sie obficie zielona wydzielina a jego kly siegaly niemal do jego przekrwionych oczu. Jego cialo pokrywal pancez chitynowy, jego cienkie nogi zdawaly sie byc wygiete w druga strone a spod jego helmu wystawaly dwie czulki, nadajac mu wyglad wielkiego owada. "The fly of death" szepnalem. Jednym ruchem wycelowalem w przeciwnika i odpalilem w jego kierunku rakiete.
Eat shit and DIE!
Nawet nie drgnal. Potezna eksplozja rozerwala powietrze.
Ostatkiem sil podniósl glowe.
Pierdole takiego laga.
Wyszeptal i pochwili przedemna pojawil sie napis: Fly of death disconnected. Dlugo stalem bez ruchu nie mogac uwiezyc w to co zobaczylem.
Disconnectnął sie skurwiel jeden! Potem pewnie powie, ze to TPSA!


Autor: X_BART




Subject Author Date  
to jest zajebiste !!
*_LucKER_*PL 01·11·2002-05:02  
Odp: Bomba...
Coca-Cola 01·11·2003-01:01  
wypas
SpiKe2 02·11·2002-00:01  
Zajedwabiste
Spark's 04·12·2003-22:01  
Pierdole takiego Laga !! LOL !...
DRC 05·12·2003-12:00  
Odp: lol
AcKing 31·10·2003-17:00  
Ostre
zoliax 02·11·2003-09:00  
najlepsze z tej strony
zabol92 01·12·2004-10:01  
super
Daiblo 05·12·2004-16:01  
superlatywne !
no 1 07·12·2004-12:02  


 + ADD NEW SUBJECT 




--------------------------------------
Author: [FPP]Raptor
Last modified: 02·11·1999 - 10:00



 : PRINT 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Today is Wednesday · 24 April · 2024
Page generated in 0.128424 sec.