Tekst napisany pierwotnie przez Sweeper'a. Za zgodą blood'a wykorzystał [FPP]Fryx.
Pub, jak zwykle o tej porze, świecił (?) pustką. Wałęsający się między
stolikami barman mruczał coś pod nosem o tym, że powinien zmienić pracę, że
to głupie, że klienci przychodzą dopiero wieczorem oglądać mecze (które
musi nagrywać na video) w QuakeTV, że bezsensu jest to, że bogowie każą tym
wszystkim nieszczęśnikom zabijać się nawzajem. Ogólnie narzekał na
wszystko (po pewnym czasie zaczął narzekać o swoich korzonkach) na co można
było zerkając co jakiś czas w stronę siedzącego przy ladzie jegomościa.
Widywał go już wcześniej, a raczej widział jego mecze w QTV. Był bardzo
dobrym wojownikiem w walce 1na1. Nie bez powodu bogowie usadowili go jako
ostatniego "bossa" przed zabójczym Xaero. Był jedynym wojownikiem,
który nigdy nie przychodził do jego knajpy. No, może poza Xaero, ale przecież
bogowie nie chodzą w takie miejsca...
Siedział teraz przy barze zgarbiony. Kaptur, jak zwykle, rzucał cień na jego
twarz, ale dzisiaj robił to w jakiś dziwny, smutny sposób. Okrył się
resztkami swoich spalonych skrzydeł. Trudno powiedzieć "okrył", może
raczej złożył je na swoich plecach. Był troszkę ubrudzony krwią - to
normalne dla klientów tego pub'u. Przed nim stał kufel piwa, w całości pełny.
Zamówił go jakąś godzinę temu i teraz wpatrywał się w niego głęboko.
Nawet nie zwrócił uwagi, gdy do środka (tzn. do baru, nie do kufla :)) weszła
wysoka i "kolczasta" postać. Podeszła na ugiętych nogach do lady i
zajęła miejsce obok Uriela (bo tak zwał się wyżej opisywany osobnik). Był
to Klesk, rzdki, bo rzadki, ale jednak bywalec tej "speluny".
Siedzieli tak w milczeniu przez dłuższą chwilę, ale Klesk nie wytrzymał
napięcia jakie zawsze towarzyszy tego rodzaju milczeniom i odezwał się chcąc
rozpocząć rozmowę w tradycyjny sposób:
- Nie pijesz?
Chwila milczenia.
- Aha.
Kolejna chwila milczenia.
- Nie widziałem, żebyś tu wcześniej bywał - zauważył Klesk.
Kolejna chwila milczenia.
- Co taki rozmowny jesteś?
- - odpowiedział Uriel biorąc w dłoń kufel.
...
- Widziałeś ostatni mecz tego nowego Ziemianina? Teraz została mu już tylko
walka z Xae... - urwał zauważywszy, że kufel, który jego towarzysz trzymał
w (teraz złożonej w pięść) dłoni znajdował się w kilkunastu miejscach
(zazwyczaj na podłodze) oddalonych od siebie o kilka długości kufla, a jego
zawartość (zaprawiona odrobiną krwi) spływała na podłogę z "dosyć równego"
blatu.
Znowu rozległ się odgłos ciszy.
- A więc to o niego chodzi? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. - To
była twoja pierwsza przegrana - poczuł na sobie chłodne spojrzenie swego rozmówcy.
- Miał chłopak szczęście - odezwał się basowym głosem Uriel, - że byłem
akurat w ciężkim stanie.
- Tyż prawda - powiedział z okolic stolików barman, po czym poczuł się
niezwykle zakłopotany, gdy zauważył, że oczy "anioła" i
"przybysza z kosmosu" są zwrócone w jego stronę. Odwrócił się i
zaczął z udawanym spokojem zamiatać podłogę.
- Aa pewno, miał. Ale nie ma się czym przejmować - spróbował pocieszyć
Klesk.
- Po tej walce wezwali mnie bogowie... Powiedzieli, że shańbiłem się
przegrywając z nim. Z nim, który nie znał nawet mapy, który toczył ze mną
walkę pierwszy raz, który miał utrudnione zadanie, bo dołożyli mi tą mgłę.
Zapytali, czy czasem nie chciałbym spotkać się na treningu z Crash.
Oznajmili, że dają mi ostatnią szansę. Qrna, jak ja nienawidzę Ziemian...
- Spokojnie, nie tak ostro! Ze mną przecież też wygrał za pierwszym razem i
się tym nie przejmuję. Widzisz Klesku, są sprawy, o których zawodnicy Areny
nie wiedzą... Są sprawy, które powinny pozostać w tajemnicy... hm... choć
pewnie dziś będziesz mógł je poznać... - Uriel przerwał zastanawiając się
nad swoimi słowami.
- Jakie sprawy? Przecież o wszystkim jesteśmy informowani. Cały system walk
działa bez zarzutu. Orbb i jego bracia dają nam możliwość oglądania
wszystkich meczy, więc o wszystkim wiemy.
- Tak Ci się tylko wydaje... Ale wspomniałeś o oglądaniu walk. Czy wiesz
jaka dzisiaj ma być walka?
- Jasne, że wiem! Xaero versus ten Ziemianin!
- Taa... I właśnie za kilkadziesiąt minut rozstrzygnie się to, czy będziemy
nadal walczyli w Arenach.
- Co ty mówisz?
- Mówię jak jest. Tę walkę Xaero przegra...
- To niemożliwe! Przecież on jest najlepszy, on jest mistrzem, on jest bogiem!
- Dzisiaj stracimy pracę...
- Co ty mówisz? Xaero na 100% wygra! Poza tym, co wynik ma do tego czy nadal tu
będziemy czy nie?
- Ma, i to wiele.
- Nie mogę w to uwierzyć!
- To nie może być prawda!
- O w morde...
- Xaero został pokonany!
- Ziemianin jest teraz mistrzem!
Tego typu krzyki wypełniały przepełniony teraz bar. Wszyscy pchali si do
lady, aby oblać zwycięstwo Ziemianina (w sumie to bogowie nie byli zbytnio
lubiani przez wojowników). Uriel i Klesk przepychali się "pod prąd"
ku wyjściu. Gdy w końcu znaleźli się na zewnątrz i zaczerpnęli świeżego
powietrza w milczeniu udali się pod stojący nieopodal dąb. Usiedli.
- Ci na górze - zaczął Klesk patrząc w czerwone niebo - nie będą zbytnio
zadowoleni. Co ja mówię, nie są zadowoleni.
- Tak, Xaero jest już przeszłością. Będą teraz musieli przyjąć tego
Ziemianina do swojego grona.
- No, ale jednego nie rozumiem. Czemu mówiłeś, że stracimy pracę?
- Jeśli chcesz to Ci wytłumaczę. Teraz już mogę. Mamy i tak dużo czasu...
Kiedyś, dawno temu Areny wyglądały inaczej niż dziś. nie było oddzielnych
walk między nami a Ziemianami. Nasz rodzaj miał dużo, dużo więcej
przedstawicieli niż jest ich dzisiaj. Podzieleni oni byli na kilka gatunków i
wszyscy z danego gatunku wyglądali tak samo. Tak, dobrze słyszysz. Nie było
takiego zróżnicowania jak dziś, że każdy wygląda inaczej. Te gatunki
walczyły czasem ze sobą, ale wszyscy służyli wiernie wielkiej, starożytniej
bogini - złej Shub-Niggurath. Co jakiś czas przychodził do nich jakiś wysłannik
z Ziemi. Wszyscy bronili swej bogini i nie pozwalali mu do niej dojść. Którymś
razem zjawił się dziwny człowiek. Niektórzy sądzili, że jest boskiego
pochodzenia, gdyż był niesamowicie silny, miał nadzwyczajny refleks, w ogóle
nie sposób było go ubić. On za to po kolei wybijał wszystkich, którzy mu się
nawinęli, aż w końcu dotarł do siedziby nasz...ee...ich bogini. Po trudnych
bojach w końcu ją pokonał. Zaraz zaczęli pojawiać się inni Ziemianie. Roiło
się od nich wszędzie. Zaczęli walczyć między sobą nawzajem w taki sposób
w jaki my to robimy, a raczej robiliśmy. Sami budowali sobie nowe mapy,
konstruowali nowe bronie. Posiedli boską moc i zaczęli zmieniać zasady gry,
wymyślać nowe rodzaje rozgrywki, itp. Doszło nawet do tego, że zaczęli jeździć
samochodami po mapach.
Bogom to się nie spodobało, zaczęli tworzyć nowy świat, tym razem bardziej
realny. Stworzyli kolejne rasy wojowników, wszystkie "działały" na
tej samej zasadzie co te, o których mówiłem wcześniej. Pobudowali im
mieszkania, poinstalowali w nich lasery, pułapki, pełno najromaitszych rzeczy.
Świat ten był tak usytuowany, że jego mieszkańcy mogli najeżdżać na Ziemię
mszcząc się za swoich przodków. Tak też robili. Ziemianie oczywiście
walczyli z na...nimi, ale to oni byli w gorszej sytuacji. Niestety w jakiś sposób
dowiedzieli się gdzie znajduje się siedziba Strogg'ów (tak nazywali się
stworzeni przez bogów) i zaatakowali ją. Atak został odparty, ale nikt nie
wiedział o tym, że jeden z Ziemian przeżył. Później okazało si, że był
to ten sam, który doprowadził do zagłady Shub-Niggurath, a teraz chciał
zrobić to samo ze Strogg'ami. I udało mu się. Znowu Ziemianie opanowali ten
świat i zaczęli rządzić po swojemu. Jak to się mówi, historia lubi się
powtarzać.
Bogowie uciekli i zaczęli tworzyć wszystko od nowa, ale trochę inaczej za
namową Ziemian. W ten sposób powstały dzisiejsze Areny. Wszyscy żyliśmy i
walczyliśmy w sposób, który wymyślili ludzie, ale nic o tym nie wiedzieliśmy!
Aż w końcu pojawił się ten Ziemianin, o którym tak dzisiaj głośno. Gdy z
nim walczyłem rozpoznałem go. To był ten sam człowiek, który zniszczył
poprzednie dzieła bogów. Stąd wiedziałem, że wygra z Xaero.
- Brzmi to trochę nieprawdopodobnie, ale jest logiczne - powiedział Klesk, gdy
Uriel wreszcie skończył. - Powiedz mi tylko skąd ty o tym wszystkim wiesz? -
Dostałem jakąś taką szansę... Z początku nie mogłem w to uwierzyć, ale
to był fakt. Ja tam wszędzie byłem! Zyskałem jakiś dar nieśmiertelności
czy coś. Podobnie jak ten Ziemianin. Ja czuję, że coś mnie z nim łączy. On
pewnie nawet nie wie, że spotkał się ze mną trzy razy, nawet mnie nie pamięta.
Ale wiem, że coś nas łączy. Coś więcej niż tylko ten dar, nie wiem tylko
co...
- Hmm... Masz szczęście będąc nieśmiertelnym!
- Ja bym tego szczęściem nie nazwał... Trudno mi to powiedzieć, ale teraz
wszyscy zginiecie, a ja po raz trzeci zostanę sam, by później obudzić się w
jakimś innym miejscu... Wierz mi, to nie jest szczęście...
THE END
"Życie jest udręką i zawsze kończy się śmiercią.
Co by było, gdyby ludzie posiedli dar nieśmiertolności?
Czy ich życie byłoby niekończącą się udręką...?"
Michał Dudek
(czyli ja:))
--------------------------------------
Aktualizacja: 04·12·2000 - 05:00 |