f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 


quake3.fpp.pl
Podłącz nasz
baner
 





  f·p·p · q·u·a·k·e · 3 | Kolumny | Krg | WCG 2002

Krg

WCG 2002

Niedziela 29 Września będzie dla wielu z nas niezapomnianą. Nareszcie doczekaliśmy się wielkiej imprezy na światowym poziomie. Mowa oczywiście o polskich eliminacjach WCG, które z powodzeniem mogłyby konkurować z turniejami typu CPL, czy francuskimi Lan Arena.

O WCG ogólnie:
Wrażenie było niesamowite, po wejściu do olbrzymiej hali naszym oczom ukazywał się futurystyczny obraz. 100 komputerów, lasery, światełka, muzyka, wielkie telebimy, telewizja, miejsce dla VIP'ów i mnóstwo publiczności, a na dokładkę CyberTruck stojący z boku, do którego już na samym początku ustawiła się dłuuuga kolejka. Wydane zostały olbrzymie pieniądze.
Niestety pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy były nieproporcjonalnie małe nagrody w porównaniu do ilości pieniędzy wydanych nie tylko na samą imprezę finałową, ale także na cała poprzedzającą akcję promocyjną. Reklamy w telewizji, radio, internecie, bilboardy (przynajmniej w Warszawie) no i oczywiście CyberTruck, w którym i ja miałem okazję zarobić przyjemne pieniążki. Przy takim ogromie środków bardzo miernie wyglądały nagrody dla graczy. Owszem pierwsze i drugie miejsca jadą do Korei, co jest świetną nagrodą, ale już trzecie musiało zadowolić się jedynie MP3 playerem, a czwarte uściskiem dłoni (w CS'a jedynie za 1-wsze miejsce były nagrody). Mało.
Ale nic to. Mimo wszystko WCG pozostawiło w Polsce bardzo pozytywne wrażenie i pozwoliło cieszyć się turniejem na najwyższym światowym poziomie.

Po raz kolejny (wcześniej na CGL) rozlosowanie drabinki było dziwaczne. Po jednej stronie z czołówki znaleźli się min. matrox, sting, fetter, gosti, inc, krogoth, a po drugiej jedynie Gad i Bennek (mowa o faworytach). Wiadomo co to oznaczało, zbyt szybkie spotkania najlepszych z najlepszymi po jednej stronie i teoretycznie łatwe gry po drugiej. Chwilę później, po rozpoczęciu pierwszych meczy okazało się, że ominęła mnie przyjemność zaistnienia w Winners Bracket, przegrałem :) Moim oprawcą był Salomon. Przegrana ta miała się okazać najbardziej głupią jakiej do tej pory doświadczyłem, a skutki min. takie, że w przypadku wygranej miałbym znacznie większe szanse na zajęcie 3 miejsca (przy takim rozstawieniu drabinki i późniejszych ogranych przeze mnie graczach). Dodatkowo zaowocowało to największą ilością rozegranych meczy, ponieważ musiałem przebijać się od samego początku w Loosers Bracket, a uwierzcie mi, każdy kolejny mecz w LB z "nożem na gardle" nie należy do przyjemności, szczególnie że było ich aż 8 :D
O Salomonie nie wiem nic. Może to było przyczyną mojej porażki, a może zbyt słabo się rozgrzałem. Nie wiem. Natomiast Salomon tylko po to mnie ukarał by potem przegrać dwa kolejne mecze, min. z davem i pojechać do domu. Jak tu się nie zirytować? :P

Scenariusz rozgrywek był standardowy. Matrox z jednej, a gadzina z drugiej strony. Gad łatwo przebijał się po swojej stronie WB i z meczu na mecz rozkręcał. Dodatkowo grał wszystkie mecze na ztn co zawsze przemawia na jego korzyść. Gad był fenomenem tego turnieju. Złapał typową fazę, był na fali i grał zdecydowanie lepiej niż na codzień. Nie raz nie dwa graliśmy w internecie i ani razu z gadziną nie przegrałem, ale to co charakteryzuje zwycięzcę to umiejętność zagrania 120% swoich możliwości w danym momencie, dniu, potrzebie. Tak właśnie zrobił Gad i wspaniale było to oglądać, wszyscy trzymaliśmy za niego kciuki. Od razu nasuwa mi się skojarzenie z grą tdm w moim i xts'a wykonaniu. Wiem co musiał czuć Gad i jak bardzo był zmotywowany, bo sam tego doświadczyłem wiele razy grając z xts'em 2on2 bądź też w BRO. Teamy dają mi pewność siebie, której tak bardzo brak mi w 1on1. Nie ma stresu, nie ma obaw, jest tylko parcie do przodu. Maszyna. Wspaniałe uczucie, wspaniała gra, wspaniały wynik.
Coś jednak musiało spowodować taką reakcję Gada. Wydaje się, że była to właśnie świadomość tego, iż idzie do wojska i nie ma absolutnie nic do stracenia. Dzięki temu mógł grać bez oporów, pokazać pełną gammę swoich możliwości, aż przyjemnie było patrzeć :)
Droga matroxa również nie była drogą przez męki. W całym turnieju nie wyszedł mu tylko jeden mecz, ten przegrany z Gad'em. Wcześniej natomiast sprawnie spychał swoich przeciwników do LB, w tym fettera, z którym wygrał dość łatwo na ztn. Po porażce z Gad'em w finale WB pozostało mu czekać na przeciwnika, z którym będzie walczył o wejście do finału. A w loosers bracket czekało jeszcze masę pojedynków...

Moje boje:
No właśnie, Loosers Bracket, czyli moja droga przez męki. Mógłbym o tym napisać książkę :)
Wszystko zaczęło się oczywiście od nieszczęsnej przegranej z Salomonem. W sumie z całego meczu pamiętam tylko fakt, że najpierw Salomon zdobył kilka fragów na respawnach, a następnie kolejnych 13min się chował. Nawet nie nawiązywał walki, ale po prostu uciekał ostrzeliwując się rakietami. Taki był scenariusz całego meczu. Ciężko mi powiedzieć, czy to ja zepsułem, czy to on uciekał tak skutecznie, że mimo kontroli mapy przez 13min nie mogłem go dorwać. Po prostu nie pamiętam już tego meczu i w sumie dobrze, wole o nim jak najszybciej zapomnieć :P
Początek w LB miałem równie słaby co pierwszy mecz. O mały włos a wyeliminowałby mnie Skrzypek. Całe szczęście, że w środku meczu włączyli nam pokaz laserowy, co pozwoliło zatrzymać na jakiś czas grę i odetchnąć :) Poważne mecze tak naprawdę zaczęły się dopiero od meczu z gostim. Los się do mnie uśmiechnął i wylosowaliśmy pro-q3dm6. Jak zwykle jednak na początku zesrałem się z nerwów i było źle. Gosti ma ten sam problem. Też nie potrafi powstrzymać nerwówki podczas 1on1, w rezultacie u niego wszystko jeszcze bardziej się zesrało niż u mnie :) Jak bardzo ten fakt potrafi irytować wiem doskonale. Gosti przed WCG równo ogrywał w internecie wszystkich bez wazeliny, a skillem lekką ręką dorównuje stingowi, jednocześnie ustępując jedynie matroxowi. Na szczęście (dla mnie) było to dm6 no i turniej, czyli dwie rzeczy strasznie gostiego deprymujące :P
Mecz z gostim przechylił się na moją korzyść po przefartownej akcji z pummelem. Gosti napakowany atakował, a ja mając tylko Guntleta i MG wybrałem tę pierwszą broń. Nie pytajcie, nie wiem jak, ale trafiłem zdaje się trzy razy. Humiliation! Później poszło z górki. Odbiłem mapę, pospawałem shaftem i szybko zdobyłem bezpieczną przewagę punktową.
W następnym meczu spotkałem się z iNc'em, tutaj było nieco łatwiej. Siedział shaft, miałem dobry respawn początkowy, więc sobie poradziłem. Meczu z Bennkiem natomiast za bardzo nie pamiętam. Graliśmy na ztn i pewnie jakimś fartuchem sobie poradziłem. Modliłem się jednak żeby w kolejnym meczu ze stingiem nie wypadło q3tourney2, bo z góry byłbym przegrany. Modły jak zwykle wysłuchane nie zostały :P i sting mógł cieszyć mazepę :)

Nigdy nie lubiłem map prostych w architekturze i banalnych w gameplay'u. Do takich niestety zaliczam zarówno t4 jak i t2, stąd też zupełnie olałem na nich treningi. Założenie było proste i w 90% się sprawdziło, a polegało na tym, że t4 będę zawsze odrzucał, bo taką możliwość daje mi regulamin, a t2 będzie najprawdopodobniej odrzucane przez moich przeciwników. Sprawdzało się to aż do meczu ze stingiem, owszem wcześniej zagraliśmy na t2 z iNcem ale na to mogłem sobie pozwolić, gdyż byłem pewien swojej przewagi w używaniu LG, które nigdzie nie czyni takich spustoszeń jak na tourney2 :)

Mecz ze stingiem został ponoć uznany przez spectatorów za najlepszy turnieju, więc biorąc pod uwagę, że przed WCG ostatni raz grałem na t2 kilka miesięcy temu mógłbym swoją grę uznać za sukces. Z drugiej jednak strony, gdy po fakcie człowiek zaczyna się zastanawiać co było nie tak, to od razu przychodzi żal - "a co by było gdybym pograł chociaż kilka dni na tej mapie?". Niestety każda próba treningu na t2 z xtsem kończyła się jednakowo, po pierwszych 5 minutach obydwaj wkurzeni jej banalnością szybko zmienialiśmy na cokolwiek innego :) Była to zazwyczaj dm6, ale sting nauczony pokory na tej mapie przez xts'a podczas CGL'a oraz widząc, że poradziłem sobie tam z gostim nie popełnił błędu i dm6-tkę bez wahania odrzucił.

Nie czytaj jeżeli nie lubisz płaczliwego użalania się :P
W necie pojawiły się opinie, że jakoby cytuje "fatalna ostatnia minuta w wykonaniu krg zadecydowała o jego przegranej". Jest to jednak tylko część prawdy. Wszystko zaczęło się od bardzo szybkiego objęcia prowadzenia przez stinga. Po dwóch czy trzech minutach było już 7:0 dla mojego przeciwnika. W turnieju taka strata, to już koniec meczu. Mogłem napisać GG i nie grać dalej, bo przewaga wydawać się mogło nie do nadrobienia. I wtedy nastąpiło dokładnie to samo co podczas CGL'a w meczu z gostim na dm6, gdzie to po wpisaniu GG nagle się obudziłem i zacząłem gonić wynik jak wariat :) Analogicznie było ze stingiem. Wiedząc, że jestem już przegrany wyluzowałem się i zacząłem grać "swoje". Świadomość, że już praktycznie przegrałem spowodowała odprężenie i pozwoliła mi zacząć grać to co naprawdę potrafię. Z minuty na minutę odrabiałem stratę, około (nie pamiętam dokładniej)11:00 min wyrównałem. Przez kolejne minuty gra była wyrównana, aż wreszcie objąłem prowadzenie. Timer pokazywał dokładnie 50 sekund do końca przy wyniku bodajże 11:8 dla mnie. Był to początek mojego końca. Znowu zaczęła się nerwówka i znowu wszystko z tego powodu się zesrało. Na demku widać dokładnie fatalne błędy w moim wykonaniu w tych ostatnich kilkudziesięciu sekundach, nie mówiąc już o beznadziejnie głupim nawyku respawnowania się od razu zamiast po 10 sekundach. W przeciągu 50 sekund sting zdążył nabić 5/6 fragów! Litości, takie rzeczy są możliwe tylko na promode :D Na koniec miałem jeszcze szansę wyrównać i doprowadzić do Sudden Death, ale trzęsawka ręki była nie do opanowania, a wystarczyło wpakować jedynie 4-5 kulek z MG.

Analizując moje gry na WCG i CGL dopatrzyłem się jednej prawidłowości, o której wspomniałem już wyżej. Wszystkie mecze (mowa oczywiście o tych z przyzwoitymi przeciwnikami) rozpoczynałem od przegrywania. O ile na CGL'u jeszcze jakoś sobie radziłem, o tyle na WCG dokładnie wszystkie mecze rozpoczynałem od straty fragów. W następnej fazie przychodziło odprężenie bo świadomość, że przegrywam wysoko więc nie mam nic do stracenia, działała kojąco na moje nerwy. Trzecia, ostatnia faza, to wyrównanie ewentualnie objęcie prowadzenia i ponownie stres o wynik, a co za tym idzie ponownie słaba gra.

Nie wiem co mogę na to poradzić, próbuję różnych sposobów, ale jak na razie wszystkie zawodzą. Fakt jest o tyle wkurzający, że podczas gier sparingowych, o pietruszkę w necie czy na LAN'ie radzę sobie bez problemów, a jedynym przeciwnikiem, który mnie ograł (po CGL'u a przed WCG) był gostyx (na ztn), przy czym grałem praktycznie z każdym mocniejszym graczem wielokrotnie (poza bliźniakami i fetterem, oni nie grywają w necie). Więc jak to jest, że później olbrzymie problemy sprawiają mi gracze, z którymi na codzień nie tracę więcej niż 1/2 fragi? Co gorsza przegrywam z ludźmi (Salomon, respect :D), którzy później odpadają w następnych dwóch meczach. Dave ograł Salomona zaraz po mojej porażce, z całym szacunkiem do Dave'a (dobry gracz i świetny gościu zarówno w necie jak i w realu) z nim chyba rozegrałem najwięcej meczy przed WCG i w znakomitej większości kończyły się one stratą w porywach 2/3 fragów.

Nie mam pomysłu, mecze 1on1 o wysoką stawkę (turniejowe) w przeciwieństwie do teamów, strasznie mnie paraliżują. Nie mam już na to pomysłu. Pociechą jest dla mnie to, że nie jestem jedynym z takim kłopotem, bo zdaje się, że u gostiego paraliż ten jest jeszcze większy :D Dla ambitnego gościa, a za takiego się uważam, jest to bardzo zniechęcające i wkurzające i właśnie dlatego musiałem się wypłakać na łamach tego artykułu :D
Jeżeli znacie jakieś dobre sposoby na stres towarzyszący turniejowi, to dajcie znać, z chęcią skorzystam :P

Dosyć płakania, wracamy do WCG:
Sting jak zwykle oddał w/o Matroxowi, taką to już mają tradycję w rodzinie. W ten sposób w finale ponownie spotkali się Gad i Matrox. Nie wiem jak inni, ale ja byłem przekonany, że tym razem Matrox wygra spokojnie obydwa mecze. I tak się stało. Gad rozegrał świetny turniej, ale w moim przekonaniu porażka matroxa w finale WB była "wypadkiem przy pracy", co udowodnił podwójnie w finale. Same gry finalne były dosyć ciekawe, a gra bardziej wyrównana niżby wskazywał na to wynik. Gad bardzo dużo strzelał i trafiał z raila, było dużo sytuacji, gdzie mógł spokojnie sfragować matroxa, ale nie potrafił dokończyć akcji. Natomiast matrox wykańczał fragi z dużą łatwością używając w tym celu LG. To był właśnie ból gadziny, zdejmował matroxowi 3/4 health'a, a potem nie potrafił dobić chociażby używając spawary.

Warto też wspomnieć co nieco o pozostałych dwóch grach polskich finałów. W Counter-Strike zdarzyła się niespodzianka, otóż drugi zespół mojego klanu CGL[BRO], a dokładniej cgl.blue pokonał jednego z dwóch głównych faworytów zespół Specnaz. W ten sposób o wyjazd do Korei walczyły zespoły a i b (cgl.red i cgl.blue) dywizji CS'a mojego klanu CGL[BRO]. Zgodnie z przewidywaniami zwyciężyli wielokrotni mistrzowie polski, czyli cgl.red. Trzeba przyznać, że zasłużenie. Trenowali bardzo mocno i systematycznie, a kilka dni przed finałami wzmocnili swój zespół o Polaka mieszkającego w Niemczech i grającego na codzień w jednym z najmocniejszych niemieckich klanów, mowa tu o t0mku.

Turniej Starcrafta także obfitował w wiele niespodzianek. W środkowej fazie turnieju spotkali się ze sobą dwaj finaliści poprzedniej edycji polskiego WCG, czyli Tomson i Mario. Przed turniejem obydwaj uważani byli za głównych pretendentów do ponownego odwiedzenia Korei. Los jednak zdecydował inaczej i najpierw obydwaj zostali zepchnięci do LB, a zaraz potem trafili na siebie by walczyć o przetrwanie. Z pojedynku zwycięsko wyszedł Mario odsyłając zwycięzcę poprzedniej edycji - Tomsona do domu. Mario jednak nie zagrzał zbyt długo miejsca w turnieju przegrywając i odpadając niedługo potem. Ksywek zwycięzców SC niestety nie znam. Natomiast utkwiły mi w pamięci dwa zwisy kompów w finale. Nieszczęsny i strasznie pechowy moment na awarię, szczególnie że przez cały wcześniejszy czas nie nastąpiła ani jedna awaria komputera.
Z takiego typu wpadek organizatorów śmieszne były finały Q3. Otóż komuś pomyliły się dźwięki. Telebim, na którym śledziliśmy przebieg finałów pokazywał POV Gada, ale dźwięk był puszczony z komputera Matroxa :)
Najwięcej śmiechu wywoływał jednak "cybernetyczny" ludek pełniący rolę konferansjera. Polegało to na tym, że na telebimie pokazywana była bardzo kiepska animacja jakiegoś robocika i pod tę animację podkładany był ludzki głos. Efekt za każdym razem wzbudzał salwę śmiechu wśród wszystkich zebranych w hali tego dnia.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Q3. Jak wiadomo Gad raczej do Korei nie pojedzie, ponieważ idzie do wojska. Jest mi z tego powodu smutno, bo swoją grą zasłużył na wyjazd i powinien swą nagrodę odebrać. Ostatnio pojawiły się pogłoski jakoby wojsko zdecydowało się dać Gadowi przepustkę na czas WCG i wypuścić go na 3 dni przed wylotem do Korei. Pozytywną stroną jest oczywiście fakt, że w takim przypadku Gad odbierze to co zasłużenie wywalczył, ale wątpliwe jest czy będzie w stanie z kimkolwiek konkurować podczas finałów, gdyż co jak co w wojsku na pewno nie gra i miesięczna przerwa na pewno nie wpłynie pozytywnie na jego formę.
Z drugiej strony jeżeli rozpatrzymy sprawę pod względem tego co byłoby korzystniejsze dla Polski, Gad czy Sting w finałach, to wg mnie lepiej by nas zaprezentował Sting. Oczywiście to Gad wywalczył wyjazd i jak najbardziej mu się on należy, ale w przypadku niemożności wyjazdu Gada jego miejsce zajmie Sting, a jest on wg MNIE, na dzień dzisiejszy lepszy od Gada. Dlaczego? Trzeba zauważyć, że praktycznie wszystkie swoje mecze podczas WCG Gad rozegrał na ztn3tourney1. I rzeczywiście gra tam bardzo dobrze, ale niestety tylko tam. Pozostałe mapy są zdecydowanie słabsze w jego wykonaniu, po części dlatego, że jego szaft pozostawia wiele do życzenia, a po drugie zdaje się, że on po prostu rzadko gra inne mapy. O ile powiedzmy ja gram ztn3 i dm6 nie tykając t2 i t4, o tyle Gad trenuje praktycznie tylko ztn3 i czasem się dotknie do dm6. Sting w tym aspekcie jest zdecydowanie wszechstronniejszy. Na ztn'ie dorównuje Gadowi, za to na innych mapach gra równie często do tego ma b. dobre LG, więc radzi sobie równie dobrze na dm6 jak i t2.
Bardzo by było szkoda, gdyby Gad do Korei nie pojechał, ale gdyby rzeczywiście tak się zdarzyło to podejrzewam, że Sting ma szansę zaprezentować nas równie dobrze jak nie lepiej, bo tak jak mówię w Korei nie będzie odrzucania map, więc na każdej (z 4 dostępnych) trzeba grać dobrze. Sting ten warunek spełnia, grając podobnie do Gada na ztn, a wyprzedzając go na innych mapach, szczególnie tych, gdzie dużą rolę odgrywa LG.
Anyway, trzymam mocno kciuki ktokolwiek by nie pojechał :D

Co dalej:
WCG za nami, pozostało nam jeszcze kibicowanie naszym reprezentantom podczas finałów. A co potem? UT2003 nie zrobiło na razie na mnie zbyt pozytywnego wrażenia, ale z decyzjami o zmianie gry będę jeszcze musiał sporo poczekać, aż wyjdą mody do nowego UT ala OSP. Być może wtedy gra mi się spodoba i będzie warta przestawienia się. Jeżeli nie, to trzeba trochę poczekać na trzecią część Dooma. Do tego czasu pozostaje nam granie w necie i modlenie się o jakąś porządną ligę :)

Ja z przyczyn technicznych muszę bardzo wyhamować z graniem. Szykowałem się do tego już od dłuższego czasu, ale zarówno CGL jak i WCG motywowały mnie do dalszego grania. Problem polega na tym, że chyba jako jedyny z Polskiej czołówki Q3 nie mam łącza w domu. Całe swoje życie grałem z kafejek internetowych. Niestety kafejki te nie są na moim osiedlu, czy chociażby w okolicy. Podróż do Cyberlandu (z którego gram) w jedną stronę zajmuje mi godzinę, razem z drogą powrotną daje to nam 2 godziny spędzone w autobusie. W rezultacie aby chociaż trochę potrenować muszę się wybierać do Cyberlandu na cały dzień. Straszna mordęga. Okrutnie ciężko grać na tym poziomie nie mając łącza w domu i prawda jest taka, że aby potrenować tyle co inni z domu, ja musze poświęcić na to 5 razy więcej czasu. Tego czasu niestety nie mam. Ani do CGL'a, ani do WCG nie grałem tyle ile bym chciał, bo zwyczajnie nie starczało mi na to czasu. Rzecz jest jeszcze gorsza niż mogłoby się wydawać. W Cyberlandzie od ponad roku kuleje łącze a na dodatek klienci skutecznie je zapychają. W rezultacie grać w necie mogę jedynie w późną porą i w nocy, z kolei wracać do domu zmuszony jestem przez to nad ranem. Przed turniejami muszę grać dużo, a przy takim stanie nie dość, że brakuje mi czasu to jeszcze jestem strasznie zmęczony powrotami do domu nad ranem. Dupa nie trening. Nie mam pojęcia jakim cudem wytrzymałem w ten sposób tak długo, a jeszcze większą zagadką jest dla mnie, to że mimo tych dużych utrudnień nadal gram przyzwoicie.
Teraz, po WCG przyszedł czas na odsapnięcie. Na poważnie zacznę grać dopiero jeżeli będę miał ku temu warunki w domu. W Cyberlandzie, ze względu na b. dużą odległość, nie jest na dłuższą metę możliwe porządne trenowanie tak aby cały czas być w czołówce. Zwyczajnie nie mam aż tyle czasu, żeby każdy kolejny cały dzień poświęcać na rozegranie 2 godzin treningu, co z domu zajęłoby mi dokładnie 2 godziny, a z Cybera cały dzień. Na dodatek muszę czekać do nocy, aż pingi będą w miarę dobre, to zaś owocuje dużym przemęczeniem, a co za tym idzie marnym treningiem.
Pech to pech. Ani warszawskie Astercity, ani Chello nie jest u mnie w bloku dostępne. Owszem kilka dni temu TPSA zakładała jakieś nowe kable, prawdopodobnie chcą umożliwić podłączenie Neostrady+, ale założę się, że będę musiał z tym nieco poczekać. Jeżeli to się nie zmieni, to być może odejdę od grania na długi czas.

Drugą sprawą jest nieco zabawniejsza, otóż przestawiam się na standardową klawiszologię :D Część z was na pewno wie, że moje ustawienia były lekko mówiąc dziwaczne :P Do przodu miałem mouse1, do tyłu mouse2, a strzał pod shiftem :) Zaraz po WCG zacząłem grać standardowo (mouse1 strzał, mouse2 skok, w +forward, s +back, itd.). Jeeezuu, jakim cudem mogłem grać tyle lat inaczej? Nie zdawałem sobie sprawy, że różnica jest AŻ tak duża. Strzał pod mouse1 to po prostu banał. Wszystkie strzały, przy których musiałem mocno się wysilić żeby synchronizować namierzenie ze strzałem pod shiftem, teraz wychodzą mi zupełnie naturalnie. Jak ja to określam, te strzały, które wcześniej były dla mnie trudne, teraz trafiam "z dupy" :D Już teraz po kilku dniach takiego grania moja celność jest dużo lepsza! Jeszcze nawet dobrze się nie potrafię poruszać, nie ma żadnego automatyzmu w moich ruchach, za każdym razem muszę się zastanowić, który klawisz jest który, w końcu po 5 latach grania zmieniłem całą klawiszologię poruszania się i strzelania. A mimo to, już teraz, przy nie nieporadności ruchowej, trafiam lepiej niż kiedyś! Brzmi obiecująco. I mam nadzieję, że będzie znacznie, znacznie lepiej, gdy opanuje zupełnie nowe klawisze, a moje poruszanie będzie "automatyczne". Drugą pozytywną sprawą jest to, że przy "standardowym" ustawieniu znacznie łatwiej jest się poruszać niż to miało miejsce przy moich starych klawiszach. Skoki są dłuższe, szybsze, łatwiej synchronizować poruszanie ze strzelaniem itd. Całe szczęście, że w końcu wpadłem na pomysł przestawienia się na standardowe ustawienia. Już dzisiaj, po kilku zaledwie dniach grania, moja celność na nowych ustawieniach jest lepsza niż kiedyś, a nawet nie nauczyłem się dobrze poruszać nie mówiąc nawet o celowaniu za pomocą strafów i innych ułatwień wynikających ze sprawnego sterowania, którego jeszcze nie obczaiłem :P Wniosek taki, że może być tylko lepiej, hope so :D
Podsumowując dopóki nie będę miał netu w domu dopóty nie będę grał dużo, a przede wszystkim na serio. Może być też tak, że przestanę grać wogule, ale to najczarniejszy scenariusz. Na razie poprostu mocno przystopuję.
WCG USA:
WCG w Stanach był jednym z najlepszych turnieji jakie udało mi się ostatnio śledzić. Organizacja świetna, wielkie pieniądze, wielka impreza, chyba najhuczniejsza ze światowych eliminacji WCG. Wszystko sprawnie działało, więc oglądanie meczy turniejowych via GTV było czystą przyjemnością. Do tego DjWheat :), przekonkretna sprawa! Żebyśmy mogli czegoś takiego kiedyś doświadczyć w Polsce :) Ale biorąc pod uwagę, że dla naszych organizatorów nawet sprawne działanie GTV jest bardzo dużym kłopotem, to podejrzewam, że jeszcze przez długi czas nie będziemy mogli myśleć o niczym więcej ponad notkę prasową :P

WCG USA nie obyło się bez niespodzianek. W środku turnieju okazało się, że Zero4 ma jednak opłacony przez organizatorów przelot do Korei w związku z tym, że był zeszłorocznym zwycięzcą. Z4 wycofał się więc z rozgrywek w najmniej odpowiednim momencie pozostawiając organizatorom nie mały orzech do zgryzienia. Nie wiedzieli jak wyłonić 4tego finalistę turnieju. W końcu zdecydowali się na mecz pomiędzy Makavelim i Fatalitym. Wygrał bardzo łatwo Fatal. Maka sprawił swoim fanom wiele zawodu. Jest to kolejny gracz, który wymięka psychicznie, gdy zaczyna się walka o dużą stawkę. Makaveli potencjał ma olbrzymi i może z powodzeniem konkurować z najlepszymi na świecie co udowodnił w meczu wcg przeciw Z4, w którym przegrał mniej niż minimalnie i to w dodatku po głupich błędach, bo w całym meczu to on panował na mapie i tylko znakomity deffence Z4 uratował mu mecz. Demko z tego meczu na dm6 trzeba obejrzeć. Maka gra w nim na full swoich możliwości i okazuje się, że jest w stanie konkurować jak równy z równym nawet z Zero4. Niestety, nerwy na takich imprezach to rzecz podstawowa, a Makaveli jest chyba najlepszym przykładem jak dużą rolę one odgrywają. Zagrał na WCG parę świetnych meczy na najwyższym światowym poziomie, by zaraz potem praktycznie bez żadnej walki i po masie idiotycznych błędów mocno przegrać z Fatalitym. Fatal jest akurat przeciwnością Maka. Fat ma stalowe nerwy i zawsze gra równo. Nie tak porywająco jak inni najlepsi, ale zawsze równo, spokojnie, bez nerwów i pewnie, czyli tak jak trzeba na turnieju. Ale i tym razem szczęście się do niego nie uśmiechnęło. Mówię "szczęście", bo nie wiem jak inaczej nazwać jego przegraną dokładnie w ostatniej sekundzie przeciw Chaoticzowi, a także poprzednie przegrane na t2, gdzie dwukrotnie został pokonany 1 fragiem i to praktycznie w obydwu przypadkach zadecydowało duże szczęście przeciwnika. Widocznie los tym razem nie chciał widzieć Fatala na koreańskich finałach :) Całość, pod nieobecność Zero4, zwyciężył Socrates i trzeba przyznać zasłużenie. W finale pokonał Dalera dość gładko na t4. Trzecie miejsce premiowane wyjazdem na finały niespodziewanie zajął Chaoticz po przefartownej wygranej z Fatalitym. Oczywiście do tego grona, jako czwarty, dołączy Zero4 z tzw. "autobreth" za zwycięstwo w zeszłorocznej edycji WCG.
Wydaje się, że Zero4 udowodnił, iż porażka podczas ostatniego QuakeCon była spowodowana chwilowym spadkiem formy, tudzież po prostu słabszym dniem. Po tym co prezentował podczas WCG USA można spodziewać się, że w tegorocznych finałach ponownie wystąpi jako jeden z bezwzględnie najmocniejszych graczy i tylko jakieś niefartowne czy głupie potknięcie może go powstrzymać przed znalezieniem się w "TOP3", a ja osobiście stawiam na jego zwycięstwo :)

Dobra styka. I tak spłodziłem wystarczająco dużo, żeby co poniektórym z was sprawić niemałe kłopoty z doczytaniem do końca tegoż artykułu :)

Cya later!




Temat Autor Data  
:-D
zoom[g&p] 31·10·2001-11:02  
Udalo sie :)
lenar 31·10·2001-11:02  
Odp: ...
zoom[g&p] 31·10·2001-11:02  
heh
SpideR 31·10·2001-11:02  
Odp: spoko
wcgzxe :P 31·10·2001-11:02  
Odp: porazka na t2
Stajnia 31·10·2001-12:00  
Nom
Rozz 31·10·2001-12:00  
Odp: :)
Lucas 31·10·2001-12:01  
Odp: =]
[FPP]l3cHo 31·10·2001-12:01  
Odp: Gaddie
XplOsive 31·10·2001-12:01  
Odp: GW
[FPP]SweepeR 31·10·2001-12:01  
sprostowanie;)
ash 31·10·2001-12:01  
MIales pecha- ty i fatal jeste...
*Av*PiotrP_[PL1973] 31·10·2001-12:01  
krg
cichy_wielbiciel 31·10·2001-12:02  
Odp: gl...
PLANET 31·10·2001-13:00  
Odp: pwned
Sh1eldeR 31·10·2001-13:02  


 + DODAJ NOWY TEMAT 




--------------------------------------
Autor: Krg
Aktualizacja: 31·10·2001 - 11:02



 : DRUKUJ 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Dzisiaj jest Czwartek · 18 Kwietnia · 2024
Strona wygenerowana w 0.144468 sek.