f·p·p · q·u·a·k·e · 3
http://quake3.fpp.pl


Opowiadania

Tragiczna pomyłka

- Mam mówić o tym wszystkim od początku?
- Zdaje się, że nie masz innego wyboru. W przeciwnym przypadku nigdy nie zostaniesz oczyszczony z postawionych ci zarzutów...
- ... w porządku, skoro inaczej nie można tego zakończyć...

* * *

Wszystko zaczęło się tak naprawdę od zwykłego respawna, do którego zostałem teleportowany. Standard - ból brzucha towarzyszący odbudowie organicznej ciała, oraz poczucie wyobcowania wyrównujące ponoć szanse na nowej przestrzeni. Jeden rzut oka... machine gun w ręku, naboi tyle, że ledwo na zestrzelenie gęsi starczy, no i ten obrzydliwy smak w ustach - smak narkotyku, gorzkiego a jednak tak pomocnego, pozwalającego zapomnieć po co i dzięki komu tu wylądowałem...

W związku z tym, że lepiej biegać i żyć, niż miło stać i paść martwym - żywo zwlokłem się z respawna i czym prędzej udałem się na poszukiwanie czegoś co mógłbym nazwać kawałkiem gnata. Miałem chyba sporo szczęścia, bo po kilkunastu metrach zauważyłem yellow armor, a tego nigdy nie za wiele. Rozglądając się pośpiesznie na boki, założyłem go na siebie i mimo jego sporej wagi - poczułem się od razu lżej. Wokół cisza jak makiem zasiał... Świadczyło to tylko o jednym - pojawiłem się pierwszy. Po cichu zlazłem po jakichś kamiennych schodach na niższy poziom platformy, na której miała stoczyć się ta rozgrywka. Z wolna dały się słyszeć działające co jakiś czas mechanizmy respawnów. Już nie groziła mi samotność. Po prawej miałem shotguna i paczkę naboi. Czy skorzystałem ? Heh, to chyba oczywiste, wszak i bez tego byłem goły jak nietoperz.
Kiedy zastanawiałem się czy wracać skąd mnie licho przyniosło, usłyszałem odgłos butów. Mało powiedziane - to był odgłos jakichś wielkich klamotów więc lepiej byłoby dla mnie, gdybym zabrał się stamtąd razem ze swoim tyłkiem, dopóki jeszcze mogłem go uratować. Ale niestety - zza rogu po lewej stronie korytarza wychynęła znana poniekąd twarz - to był Grunt. Jego purpurowy kombinezon w połączeniu ze śliczną buzią której nie powstydził by się dr Frankenstein, czynił z niego wredną, pulsującą górę cielska. Pomyślałem, że czas coś z tym zrobić i posłałem mu z mojej dwururki paru znajomych, prosto w narządy. Musiało zaboleć , bo aż się zatoczył na przeciwległą ścianę. Chciałem poprawić i nawet wystrzeliłem, jednak pocisk z plazmówki wycelowany (bądź nie) w moją lewicę, poważnie zachwiał moją równowagą. Koniec końców - trafiłem go tylko w nogę, sam zjeżdżając na ziemię. Musiało poważnie zamroczyć mojego rywala, bo w chwili gdy ponownie unosił broń w moją stronę - ja naciskałem spust. Bryznęło. Na Boga - dlaczego tacy wielcy faceci zawsze żrą tyle kaszanki ? Ohyda.

Teraz szło już szybciej. Zdecydowanie szybciej, gdyż moja raniona ręka intensywnie przypominała o sobie rytmicznym, silnym i upierdliwym bólem. Doszedłem do końca korytarza i oto moim oczom ukazała się śliczna i jakże pożądana w chwili obecnej 50 punktowa apteczka, znajdująca się na podeście schodów prowadzących do podziemi. Dam radę - pomyślałem w duchu, jednak zauważyłem że czai się przy niej niejaki czerwony Orb, łażąc z railem w tę i z powrotem. Co za pech... Ciężko będzie oszukać taaaakie oko! Czas to pieniądz, stwierdziłem - a ja jestem tu dla pieniędzy, więc szkoda czasu stary, do przodu. Bez większych ceregieli rozpędziłem się na max i skoczyłem z góry schodów prosto na Orba (że też nigdy nie trzymają się mnie bardziej racjonalne pomysły...). Ten, gdy mnie zauważył - szybko sięgnął po opuszczoną broń, jednak ja właśnie w tym momencie robiłem sobie na jego głowie (?) lądowisko, przy okazji czyszcząc teren porcją ołowianego śmiecia. Dziwne uczucie : siedzisz przez ułamek sekundy na kolesiu, po czym on rozpływa się pod tobą i w dodatku pozostawia nieprzyjemny smród. Robią im chyba wodę z mózgu, albo mózg z wody... nieważne.

A więc jest, uuuaaa, jakie miłe uczucie, znów być pod wpływem orzeźwiających leków i delikatnej porcji adrenaliny. Choć właściwie wolę to pierwsze.
No dobra, zostało jeszcze ładnych parę minut , więc pobiegłem przez podziemie. Przyznam szczerze : nienawidzę podziemi... Kapiąca z sufitu woda, a raczej ciecz, lepka i wydzielająca zapach zgnilizny, oślizgłe mury i kamienie, dziwne, od lat nie używane zapadnie i pułapki, strome schody oraz przeciągi. Te ostatnie są najgorsze. Mama zawsze powtarzała mi, żebym nie stał w przeciągu. W przeciągu - kilku sekund - można tam również wyzionąć ducha. Takie mroczne zaułki to ulubione miejsca kamperów i innych łachudrów. No właśnie.
Wobec tego nie będę ukrywał, że z lekka zakamuflowany za małą wnęką, czekałem aż płochliwe, damskie kroki urzeczywistnią się w obraz pleców gotowych na to aby oddać w nie upragniony strzał. Po paru sekundach moim oczom ukazała się dziewicza postać. Piękna kobieta, pomyślałem. Taaa, szkoda jej będzie. Smukłe, długie nogi, jednak nie przypominające wcale pary patyków, krągłe bioderka oraz para całkiem sensownych piersi nie pozostawiały wiele czasu do namysłu. To jest to! Pach! Co za strata. Jej ciało legło podziurawione na śmierdzącej, omszałej posadzce. Zawsze zabieram po przeciwniku broń, tym razem jednak tego nie zrobiłem. Idąc dalej czułem się dumny, że dałem wyraz swej szlachetności zostawiając jej na wycieczkę do krainy wiecznych łowów całkiem ładny granatnik... zaraz, zaraz... granatnik ? ... hmm... ok. - szybki powrót i zmiana broni. Tak jest lepiej.

Dość czasu już zmarudziłem, czas się trochę rozerwać, eekhmm... a może raczej kogoś rozerwać. Dobiegłem do bramy, pięknie wyeksponowanej (scenografia jak z horroru) czaszkami i chyba skalpami, nie wiem bo nie miałem czasu przyglądać się im dokładniej. Ujrzałem jump pad oraz teleport. Nie lubię teleportów. Wskoczyłem na górny poziom i zahaczyłem o kilka armor shards i włażąc na acceleration pad pomyślałem : niezła jazda. Po drugiej stronie czekała na mnie nie lada niespodzianka. Na długim podeście walczyło dwóch gości, których właściwie nie dało się rozpoznać, bo nieźle już zdążyli sobie wzajemnie dołożyć. Ciężkie , zsapane oddechy, umorusane krwią twarze i beznadziejność ich sytuacji (nie mieli nawet sił by uciec przed sobą) - zdeterminowały mnie do podjęcia szybkiej decyzji : mały prostopadłościenny prezencik poleciał w górę i spadał prosto między walczących. Ha! Wiedziałem że byli u kresu sił. Przebiegając po ich resztkach zabrałem broń . Rocket launcher zawsze się przyda ...

Nagle nie spodziewając się niczego, spostrzegłem kątem oka żółty błysk i poczułem ból nie do zniesienia. Rail, cholera - ktoś zasunął mi z raila.... Czołgając się po ziemi sypałem do tyłu granatami tak długo, aż usłyszałem głuchy szczęk broni. Chwyciłem rocketa... został mi jeden pocisk (dlaczego nie sprawdziłem tego wcześniej?). Schowałem broń pod siebie i powoli odwracając głowę zobaczyłem twarze Grunta i Sarge'a wykrzywione w dzikim, nieposkromionym uśmiechu. W ich oczach widziałem żądzę, która za chwilę każe im posłać w moją stronę więcej amunicji niż mogli unieść. Znałem to uczucie. Gdy oni przymierzali się do strzału - nacisnąłem na spust wciąż przyciskając broń do własnej piersi. Dalej była już tylko głucha cisza wybrzmiewająca tym co się stało.

* * *

- Czy to cała historia?
- Oczywiście. Nic nie przeoczyłem, jestem pewien! Musicie mnie ułaskawić, przecież tylko raz zakamperzyłem, tylko na tę jedną kobietę.
- Głupcze... Nie obchodzi nas ta kobieta... Czy naprawdę nie wiedziałeś, że do nieba nie wpuszczamy samobójców ?

Autor: przeKOT

--------------------------------------
Aktualizacja: 02·11·2001 - 06:01




© 2000-2001 f·p·p productions.
http://fpp.pl, [email protected]

Wyrukowano dnia 2024-04-16, 21:35, z 172.70.127.102 (172.70.127.102)
Strona dostępna online pod adresem: http://quake3.fpp.pl/?pl:pages:show:890:::

DRUKUJ | Powrót