|
- Mam mówić o tym wszystkim od poczštku?
- Zdaje się, że nie masz innego wyboru. W przeciwnym przypadku nigdy nie zostaniesz oczyszczony z postawionych ci zarzutów...
- ... w porzšdku, skoro inaczej nie można tego zakończyć...
* * *
Wszystko zaczęło się tak naprawdę od zwykłego respawna, do którego zostałem teleportowany. Standard - ból brzucha towarzyszšcy odbudowie organicznej ciała, oraz poczucie wyobcowania wyrównujšce ponoć szanse na nowej przestrzeni.
Jeden rzut oka... machine gun w ręku, naboi tyle, że ledwo na zestrzelenie gęsi starczy, no i ten obrzydliwy smak w ustach - smak narkotyku, gorzkiego a jednak tak pomocnego, pozwalajšcego zapomnieć po co i dzięki komu tu wylšdowałem...
W zwišzku z tym, że lepiej biegać i żyć, niż miło stać i pać martwym - żywo zwlokłem się z respawna i czym prędzej udałem się na poszukiwanie czego co mógłbym nazwać kawałkiem gnata. Miałem chyba sporo szczęcia, bo po kilkunastu metrach zauważyłem yellow armor, a tego nigdy nie za wiele. Rozglšdajšc się popiesznie na boki, założyłem go na siebie i mimo jego sporej wagi - poczułem się od razu lżej. Wokół cisza jak makiem zasiał... wiadczyło to tylko o jednym - pojawiłem się pierwszy. Po cichu zlazłem po jakich kamiennych schodach na niższy poziom platformy, na której miała stoczyć się ta rozgrywka. Z wolna dały się słyszeć działajšce co jaki czas mechanizmy respawnów. Już nie groziła mi samotnoć.
Po prawej miałem shotguna i paczkę naboi. Czy skorzystałem ? Heh, to chyba oczywiste, wszak i bez tego byłem goły jak nietoperz.
Kiedy zastanawiałem się czy wracać skšd mnie licho przyniosło, usłyszałem odgłos butów. Mało powiedziane - to był odgłos jakich wielkich klamotów więc lepiej byłoby dla mnie, gdybym zabrał się stamtšd razem ze swoim tyłkiem, dopóki jeszcze mogłem go uratować. Ale niestety - zza rogu po lewej stronie korytarza wychynęła znana poniekšd twarz - to był Grunt. Jego purpurowy kombinezon w połšczeniu ze licznš buziš której nie powstydził by się dr Frankenstein, czynił z niego wrednš, pulsujšcš górę cielska. Pomylałem, że czas co z tym zrobić i posłałem mu z mojej dwururki paru znajomych, prosto w narzšdy. Musiało zaboleć , bo aż się zatoczył na przeciwległš cianę. Chciałem poprawić i nawet wystrzeliłem, jednak pocisk z plazmówki wycelowany (bšd nie) w mojš lewicę, poważnie zachwiał mojš równowagš. Koniec końców - trafiłem go tylko w nogę, sam zjeżdżajšc na ziemię. Musiało poważnie zamroczyć mojego rywala, bo w chwili gdy ponownie unosił broń w mojš stronę - ja naciskałem spust. Bryznęło. Na Boga - dlaczego tacy wielcy faceci zawsze żrš tyle kaszanki ? Ohyda.
Teraz szło już szybciej. Zdecydowanie szybciej, gdyż moja raniona ręka intensywnie przypominała o sobie rytmicznym, silnym i upierdliwym bólem. Doszedłem do końca korytarza i oto moim oczom ukazała się liczna i jakże pożšdana w chwili obecnej 50 punktowa apteczka, znajdujšca się na podecie schodów prowadzšcych do podziemi. Dam radę - pomylałem w duchu, jednak zauważyłem że czai się przy niej niejaki czerwony Orb, łażšc z railem w tę i z powrotem. Co za pech... Ciężko będzie oszukać taaaakie oko! Czas to pienišdz, stwierdziłem - a ja jestem tu dla pieniędzy, więc szkoda czasu stary, do przodu. Bez większych ceregieli rozpędziłem się na max i skoczyłem z góry schodów prosto na Orba (że też nigdy nie trzymajš się mnie bardziej racjonalne pomysły...). Ten, gdy mnie zauważył - szybko sięgnšł po opuszczonš broń, jednak ja włanie w tym momencie robiłem sobie na jego głowie (?) lšdowisko, przy okazji czyszczšc teren porcjš ołowianego miecia. Dziwne uczucie : siedzisz przez ułamek sekundy na kolesiu, po czym on rozpływa się pod tobš i w dodatku pozostawia nieprzyjemny smród. Robiš im chyba wodę z mózgu, albo mózg z wody... nieważne.
A więc jest, uuuaaa, jakie miłe uczucie, znów być pod wpływem orzewiajšcych leków i delikatnej porcji adrenaliny. Choć właciwie wolę to pierwsze.
No dobra, zostało jeszcze ładnych parę minut , więc pobiegłem przez podziemie. Przyznam szczerze : nienawidzę podziemi...
Kapišca z sufitu woda, a raczej ciecz, lepka i wydzielajšca zapach zgnilizny, olizgłe mury i kamienie, dziwne, od lat nie używane zapadnie i pułapki, strome schody oraz przecišgi. Te ostatnie sš najgorsze. Mama zawsze powtarzała mi, żebym nie stał w przecišgu. W przecišgu - kilku sekund - można tam również wyzionšć ducha. Takie mroczne zaułki to ulubione miejsca kamperów i innych łachudrów. No włanie.
Wobec tego nie będę ukrywał, że z lekka zakamuflowany za małš wnękš, czekałem aż płochliwe, damskie kroki urzeczywistniš się w obraz pleców gotowych na to aby oddać w nie upragniony strzał. Po paru sekundach moim oczom ukazała się dziewicza postać. Piękna kobieta, pomylałem. Taaa, szkoda jej będzie. Smukłe, długie nogi, jednak nie przypominajšce wcale pary patyków, kršgłe bioderka oraz para całkiem sensownych piersi nie pozostawiały wiele czasu do namysłu. To jest to! Pach! Co za strata. Jej ciało legło podziurawione na mierdzšcej, omszałej posadzce. Zawsze zabieram po przeciwniku broń, tym razem jednak tego nie zrobiłem. Idšc dalej czułem się dumny, że dałem wyraz swej szlachetnoci zostawiajšc jej na wycieczkę do krainy wiecznych łowów całkiem ładny granatnik... zaraz, zaraz... granatnik ? ... hmm... ok. - szybki powrót i zmiana broni. Tak jest lepiej.
Doć czasu już zmarudziłem, czas się trochę rozerwać, eekhmm... a może raczej kogo rozerwać. Dobiegłem do bramy, pięknie wyeksponowanej (scenografia jak z horroru) czaszkami i chyba skalpami, nie wiem bo nie miałem czasu przyglšdać się im dokładniej. Ujrzałem jump pad oraz teleport. Nie lubię teleportów. Wskoczyłem na górny poziom i zahaczyłem o kilka armor shards i włażšc na acceleration pad pomylałem : niezła jazda. Po drugiej stronie czekała na mnie nie lada niespodzianka. Na długim podecie walczyło dwóch goci, których właciwie nie dało się rozpoznać, bo niele już zdšżyli sobie wzajemnie dołożyć. Ciężkie , zsapane oddechy, umorusane krwiš twarze i beznadziejnoć ich sytuacji (nie mieli nawet sił by uciec przed sobš) - zdeterminowały mnie do podjęcia szybkiej decyzji : mały prostopadłocienny prezencik poleciał w górę i spadał prosto między walczšcych. Ha! Wiedziałem że byli u kresu sił. Przebiegajšc po ich resztkach zabrałem broń . Rocket launcher zawsze się przyda ...
Nagle nie spodziewajšc się niczego, spostrzegłem kštem oka żółty błysk i poczułem ból nie do zniesienia. Rail, cholera - kto zasunšł mi z raila.... Czołgajšc się po ziemi sypałem do tyłu granatami tak długo, aż usłyszałem głuchy szczęk broni. Chwyciłem rocketa... został mi jeden pocisk (dlaczego nie sprawdziłem tego wczeniej?). Schowałem broń pod siebie i powoli odwracajšc głowę zobaczyłem twarze Grunta i Sarge'a wykrzywione w dzikim, nieposkromionym umiechu. W ich oczach widziałem żšdzę, która za chwilę każe im posłać w mojš stronę więcej amunicji niż mogli unieć. Znałem to uczucie. Gdy oni przymierzali się do strzału - nacisnšłem na spust wcišż przyciskajšc broń do własnej piersi. Dalej była już tylko głucha cisza wybrzmiewajšca tym co się stało.
* * *
- Czy to cała historia?
- Oczywicie. Nic nie przeoczyłem, jestem pewien! Musicie mnie ułaskawić, przecież tylko raz zakamperzyłem, tylko na tę jednš kobietę.
- Głupcze... Nie obchodzi nas ta kobieta... Czy naprawdę nie wiedziałe, że do nieba nie wpuszczamy samobójców ?
Autor: przeKOT
-------------------------------------- Autor: [FPP]SweepeR Aktualizacja: 02·11·2001 - 06:01
: DRUKUJ
|
|